Rozdział 11: Lata wstecz

**Pepper**

Kiedy położyli Tony'ego z powrotem do łóżka, spojrzał się na mnie skołowany, a ja na niego. Żadne z nas nie wiedziało, co tu się zadziało i dlaczego Kirke wyniosła go z pokoju. Niestety, ale na razie się nie dowiemy.
Do pokoju wpadł zdyszany Rhodey.

Rhodey: Hej! Przepraszam, że przyszedłem dopiero teraz, ale mieliśmy historię.
Pepper: Raczej histerię.
Tony: Wiele cię ominęło, stary.
Rhodey: Właśnie widziałem, jak przenoszą jedną dziewczynę do innego pokoju. Wiecie, kto to był?
Tony: To była Kirke. Moja przyjaciółka z dawnych lat.
Pepper: Ty wiesz, że jej rodzice wszczepili mu ten implant?! A ona sama wie coś o nim! Na dodatek ci dwoje znają się od czwartej i mają swój dziwny migowy i ufoludkowy język! Wiesz, jakie to dziwne?
Rhodey: Gdybyś tylko mądre rzeczy gadała, to bym nie marudził na to twoje gadulstwo. Jednak mówisz jakieś dziwactwa.
Pepper: Ej! Bo jak ci przywalę, to nie będzie tak śmiesznie!

Wszyscy się zaśmiali na to, jak ja ich nienawidzę. W sumie sama zaczęłam się śmiać. Jednak nasze chichranie przerwała pani doktor Mia Jones, oznajmiając, że koniec wizyt na dziś. Już jej nie lubię.

**Tony**

Moi przyjaciele już poszli, a ja zostałem sam z tą lekarką.

Tony: Wie pani może, co się stało z tą dziewczyną, co zemdlała?
Lekarka: Tak. Jest ona pod opieką rodziców, bo są lekarzami. Zemdlała na skutek ból spowodowanym tym dźwiękiem. Powinna się niedługo obudzić.
Tony: Jak wstanie, to mogę ją odwiedzić?
Lekarka: Jeżeli oni ci na to pozwolą.

Lekarka po zbadaniu mnie wyszła, a ja postanowiłem, że pogadam z rodzicami Kirke. W końcu byli oni dla mnie, jak rodzina.
Po dotarciu do odpowiedniego gabinetu, zapukałem, a do środka zaprosiła mnie pani Song.

Tony: Dzień dobry. Ja jestem Tony Stark i kiedyś...
Matka Kirke: Och! Tony! To ty! Ale wyrosłeś! Myślałam, że cię już nigdy nie zobaczę... Chodź, misiek zobaczyć Tony'ego! Nawet nie wiesz, jak urósł. W życiu byś go nie poznał!
Ojciec Kirke: Tony! Ostatnio, kiedy cię widziałem, to byłeś taki mały! Mniejszy od Kirke, a teraz, aż nie chce się uwierzyć!
Tony: Heh! To wcale nie było tak dawno.
Matka Kirke: Ależ było! Tyle się działo, że aż nie chce się liczyć!
Ojciec Kirke: Pewnie chciałeś zobaczyć, co u Kirke, prawda? Na razie się nie budzi, ale myślę, że za parę minut wróci do siebie.
Tony: A może wiedzą państwo, dlaczego tak zrobiła?
Matka Kirke: Tak, czyli jak?
Tony: Gdy zaczął się pisk, to ona spanikowała i wyniosła mnie z pokoju.
Matka Kirke: Ach! To przez reaktor. Wszystko da się rozwalić przy odpowiedniej częstotliwości, bo gdybyś siedział tam dłużej, to mógłby pęknąć.

Do pokoju wszedł lekarz, który oznajmił nam, że Kirke się obudziła. Poszliśmy korytarzem w lewo i doszliśmy do jej sali. Tam rzeczywiście siedziała przytomna ich córka.

Matka Kirke: Dziecko! Martwiliśmy się o ciebie!
Kirke: Nie musieliście. Przecież wylizywałam się z gorszych rzeczy.

Uśmiechnęła się tym samym, sprawiając, że ja się uśmiechnąłem, jak za dawnych lat, bo jej wyraz twarzy jest bardzo zaraźliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^