Rozdział 4: Czas rozpocząć grę

**Pepper**

Wow! To było niesamowite. Ta zbroja. On ją zbudował.

Rhodey: I ty nam ufasz, aż tyle, by pokazać to cacko?
Tony: No tak. Uratowaliście mi życie i...
Pepper: Ale ja cię oskarżałam o morderstwo.
Tony: Wiem, ale po prostu źle zaczęliśmy znajomość.
Rhodey: To co? Zaczynamy od początku?
Tony: Pewnie. Żaden problem.

Uśmiechnął się głupawo, drapiąc po głowie. Pomyślałam, żebyśmy gdzieś poszli, bo raczej siedzieć ciągle w tym samym miejscu może być nudne.

Pepper: Hej! Co powiecie na to, żeby iść na miasto? Pogadamy i poznamy się bardziej.
Tony: A tutaj źle? Mam blisko do domu. Mogę coś przynieść, jeśli...
Pepper: Nie trudź się. Wyskoczymy gdzieś na godzinkę, a potem wrócisz robić, co tam musisz. A tak w ogóle, fajny blaszak. Jak go nazwałeś?
Tony: Jeszcze nie ma nazwy, a testów też nie miał.
Pepper: W takim razie testujemy z tobą!
Tony: Lepiej nie. Może wam stać się krzywda.
Pepper: Żartujesz sobie? Pokazujesz nam swoje święte miejsce, mówisz nam o tym, co cię spotkało, a masz problem pozwolić nam pomóc tobie w testowaniu zabawki? Oj! Nieładnie, Anthony Edwardzie Starku. Nieładnie.
Tony: Zaraz... Skąd znasz moje drugie imię?
Pepper: Eee... FBI?
Rhodey: Ej! My tu gadu gadu, a ja umieram z głodu! Ruszmy się na pizzę, czy na coś.
Pepper: A ty, jak zwykle o jedzeniu! Jak nie historia, to to! Ogarnij się, żarłoku!
Tony: No dobra, to idziemy na pizzę. Ja stawiam.

Zaczęliśmy wychodzić z piwnicy, a Tony zakrył zbroję. Gdy już mieliśmy przekroczyć próg domu, zaskoczyła nas ta pusta blondynka.

Whitney: A wy, co tu robicie?!
Tony: Spokojnie. Oni są ze mną. Życie mi uratowali.
Whitney: Poważnie? No to dobrze. Gdzieś wychodzisz?
Tony: Idziemy do pizzerii. Gdyby Stane pytał, powiedz, że byłem na wszystkich lekcjach.
Whitney: Mam cię kryć? Niech będzie. Uważaj na siebie.
Tony: Ty też się trzymaj.

Rany! Czy tylko ja nie znoszę tego pustaka? W głowie roiło się od pomysłów, jak to jej zepsuć dzień. Szczur w torebce, dosypanie środku na przeczyszczenie do kawy, czy też wrzucenie kosmetyczki do kibla. Oj! Tyle pięknych pomysłów.

Rhodey: Pepper? Pepper!
Pepper: O! Co jest?
Rhodey: Chyba odpłynęłaś.
Pepper: Poszła już?
Rhodey: Poszła.
Pepper: Całe szczęście, bo prawie bym puściła pawia.
Tony: Jesteś chora?

Chyba lepiej nie przyznawać się do prawdy. Będę mieć przerąbane u niego, a tego nie chcę.

Tony: Pepper, znowu odpłynęłaś
Pepper: Ach tak? O! Przepraszam.

Więcej nic nie powiedziałam i ruszyliśmy w stronę pizzerii. Miałam takie dziwne wrażenie, że ktoś na nas patrzy. Nie wiedziałam, czy ufać swoim przeczuciom, a może lepiej je olać. Ostatecznie zignorowałam instynkt, słuchając rozmowy Rhodey'go z Tony'm.

**Calistia**

Obserwowałam ich z daleka, żeby mnie nie rozpoznali. Mogłam też używać trybu maskującego, a specjalny celownik snajperski pozwalał na precyzyjne zbliżenie do celu. Tylko jedna osoba popatrzyła w moją stronę. Jakaś dziewczyna, która według moich danych, była córką agenta FBI. No nic. Czas rozpocząć grę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^