**Rhodey**
Gdy ta dwójka odeszła, zostałem sam z rudą. Myślałem, co dalej robić.
Rhodey: I co robimy?
Pepper: Jak to co? Łapiemy go, no nie?
Rhodey: Pepper, niby jak on mógł to zrobić, skoro był z nami na lekcji?
Pepper: Rozdzielił się! On pewnie jest kosmitą!
Rhodey: Na pewno, a ja tęczowym jednorożcem.
Pepper: Rhodey...
Pepper dalej gadała, ale przestałem jej słuchać i odszedłem.
Pepper: JESZCZE Z TOBĄ NIE SKOŃCZYŁAM!
Rhodey: A ja tak!
Miałem dość jej teorii sposkowych, dlatego próbowałem jakoś zniknąć z oczu Pepper. Nie udało się. Ledwo wyszedłem ze szkoły, a ona szła za mną. Tak, jakby była moim cieniem. Uciekałem tak z dziesięć minut, dopóki nie zauważyłem tego nowego, co był "oskarżony" przez rudzielca za zabójstwo Gene'a. Widział nas i od razu przez wrzaski dziewczyny zaczął uciekać. Ruszyliśmy do biegu, by go złapać. Jeśli nic nie zrobił, dlaczego biegnie?
**Pepper**
A jednak miałam rację. Jest winny. Co za tchórz, ale złapię go. Złapię i aresztuję. W końcu od czegoś noszę te kajdanki. Nie są do ozdoby, a tatuś nawet nie zauważył, że zniknęły, a do tego mam gaz pieprzowy. Goniłam go tak długo, aż osunął się na ziemię. Ja go nawet nie tknęłam. Podbiegliśmy do niego, bo ludzie nie padają na glebę ot tak. Odwróciliśmy go i sprawdziłam puls. Był ledwo wyczuwalny, ale jednak. Mieliśmy zadzwonić po karetkę, ale się nagle obudził.
Tony: Zo... Zostawcie mnie.
Pepper: Najpierw wytłumacz nam, dlaczego zabiłeś Gene'a i uciekałeś?!
Tony: Nie zabiłem go! Jestem niewinny! Ach!
Rhodey: Co ci jest?
Tony: Ja... Ech... Musicie mi pomóc. Dojść do... domu, bo inaczej... Dobra. Opowiem wam po drodze.
Pepper: Dasz radę wstać?
Tony: Raczej tak.
Jakoś wstał na równe nogi, lecz lekko się zachwiał. Jak nam wcześniej powiedział, zaczął wszystko wyjaśniać. Co chwilę robił przerwę, by nabrać powietrza do płuc. Był blady i naprawdę źle się czuł. Mówił coś o wypadku. Ten sam, o którym czytałam. Przez niego ma chore serce i musi dojść do domu, by... naładować się? W dzisiejszych czasach jest coś takiego jak człowiek- bateria?
Rhodey: To tutaj, stary. Zaprowadzić cię dalej?
Pepper: O nie! Tam jest Whitney i Stane! Ja tam nie wchodzę.
Tony: Spokojnie. On jest w pracy, a ona na zakupach.
Weszliśmy do domu i Tony zaprowadził nas do piwnicy, w której jak mówił, jest jego pracownia. Usiadł na fotelu i podłączył dziwne coś do drugiego znanego czegoś tam, ale tym razem na klatce piersiowej.
Pepper: Co to? To jest ten implant? I jak on ci pomaga?
Rhodey: Nie wszystko na raz. Daj mu odpocząć.
Tony: Nie. Powiem wam. Tak, to jest ten implant. Ma taką, jakby funkcję rozrusznika, który na pobudzać serce do działania. Wysyła taki impuls, a kiedy nie ma mocy, to powiedzmy, że moje życie się kończy i umieram.
Pepper: Taka bateria... Ludzka bateria.
Tony: Niestety.
Po godzinie zawierania znajomości, zadawania pytań i zwyczajnej rozmowie, przestałam podejrzewać chłopaka, że mógłby zabić Khana. Sam był ofiarą, ale jeszcze żywą. Odłączył się od urządzenia, założył koszulkę i podszedł do czegoś na kształt trumny na ścianie. Kliknął w jakieś przyciski po boku i wysunęła się jakaś puszka. Ludzka puszka na zwłoki? Oj! Za dużo horrorów, Pepper. Za dużo.
Tony: Witajcie w moim świecie.
Gdy ta dwójka odeszła, zostałem sam z rudą. Myślałem, co dalej robić.
Rhodey: I co robimy?
Pepper: Jak to co? Łapiemy go, no nie?
Rhodey: Pepper, niby jak on mógł to zrobić, skoro był z nami na lekcji?
Pepper: Rozdzielił się! On pewnie jest kosmitą!
Rhodey: Na pewno, a ja tęczowym jednorożcem.
Pepper: Rhodey...
Pepper dalej gadała, ale przestałem jej słuchać i odszedłem.
Pepper: JESZCZE Z TOBĄ NIE SKOŃCZYŁAM!
Rhodey: A ja tak!
Miałem dość jej teorii sposkowych, dlatego próbowałem jakoś zniknąć z oczu Pepper. Nie udało się. Ledwo wyszedłem ze szkoły, a ona szła za mną. Tak, jakby była moim cieniem. Uciekałem tak z dziesięć minut, dopóki nie zauważyłem tego nowego, co był "oskarżony" przez rudzielca za zabójstwo Gene'a. Widział nas i od razu przez wrzaski dziewczyny zaczął uciekać. Ruszyliśmy do biegu, by go złapać. Jeśli nic nie zrobił, dlaczego biegnie?
**Pepper**
A jednak miałam rację. Jest winny. Co za tchórz, ale złapię go. Złapię i aresztuję. W końcu od czegoś noszę te kajdanki. Nie są do ozdoby, a tatuś nawet nie zauważył, że zniknęły, a do tego mam gaz pieprzowy. Goniłam go tak długo, aż osunął się na ziemię. Ja go nawet nie tknęłam. Podbiegliśmy do niego, bo ludzie nie padają na glebę ot tak. Odwróciliśmy go i sprawdziłam puls. Był ledwo wyczuwalny, ale jednak. Mieliśmy zadzwonić po karetkę, ale się nagle obudził.
Tony: Zo... Zostawcie mnie.
Pepper: Najpierw wytłumacz nam, dlaczego zabiłeś Gene'a i uciekałeś?!
Tony: Nie zabiłem go! Jestem niewinny! Ach!
Rhodey: Co ci jest?
Tony: Ja... Ech... Musicie mi pomóc. Dojść do... domu, bo inaczej... Dobra. Opowiem wam po drodze.
Pepper: Dasz radę wstać?
Tony: Raczej tak.
Jakoś wstał na równe nogi, lecz lekko się zachwiał. Jak nam wcześniej powiedział, zaczął wszystko wyjaśniać. Co chwilę robił przerwę, by nabrać powietrza do płuc. Był blady i naprawdę źle się czuł. Mówił coś o wypadku. Ten sam, o którym czytałam. Przez niego ma chore serce i musi dojść do domu, by... naładować się? W dzisiejszych czasach jest coś takiego jak człowiek- bateria?
Rhodey: To tutaj, stary. Zaprowadzić cię dalej?
Pepper: O nie! Tam jest Whitney i Stane! Ja tam nie wchodzę.
Tony: Spokojnie. On jest w pracy, a ona na zakupach.
Weszliśmy do domu i Tony zaprowadził nas do piwnicy, w której jak mówił, jest jego pracownia. Usiadł na fotelu i podłączył dziwne coś do drugiego znanego czegoś tam, ale tym razem na klatce piersiowej.
Pepper: Co to? To jest ten implant? I jak on ci pomaga?
Rhodey: Nie wszystko na raz. Daj mu odpocząć.
Tony: Nie. Powiem wam. Tak, to jest ten implant. Ma taką, jakby funkcję rozrusznika, który na pobudzać serce do działania. Wysyła taki impuls, a kiedy nie ma mocy, to powiedzmy, że moje życie się kończy i umieram.
Pepper: Taka bateria... Ludzka bateria.
Tony: Niestety.
Po godzinie zawierania znajomości, zadawania pytań i zwyczajnej rozmowie, przestałam podejrzewać chłopaka, że mógłby zabić Khana. Sam był ofiarą, ale jeszcze żywą. Odłączył się od urządzenia, założył koszulkę i podszedł do czegoś na kształt trumny na ścianie. Kliknął w jakieś przyciski po boku i wysunęła się jakaś puszka. Ludzka puszka na zwłoki? Oj! Za dużo horrorów, Pepper. Za dużo.
Tony: Witajcie w moim świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz