Rozdział 2: W pogoni za celem

**Rhodey**

Gdy zauważyłem tę krew Gene'a na ścianie, to okropnie się przeraziłem, ale... I tak go nie lubiłem.

Nauczyciel: Proszę wszystkich o opuszczenie sali gimnastycznej i skierowanie się do wyjścia. Zajęcia skończone. Wracajcie do domu.

Jest! Do domu! Ale jednak to było morderstwo, więc... A w sumie, moja mama jest prawnikiem. Gdyby mnie przesłuchiwali, nie trafię do więzienia. Zresztą, Pepper też nie miałaby kłopotów, choć sama je lubi. No dobra. Nikt już nie patrzył na martwe ciało i większość wyszła z sali. Jedynie ja, ruda i jakiś nowy uczeń zostaliśmy przy zwłokach.

Pepper: Jak myślisz? Kto go zabił? Myślę, że będą podejrzewać kogoś z naszej klasy, ale kto, by chciał Gene'a zabić? A tak w ogóle, to mój ojciec jest w FBI, więc na pewno sprawcę znajdą, chociaż ja chyba wiem, kto jest mordercą. Jest tutaj.
Rhodey: Pepper, ty i te twoje teorie. Myślisz, że sprawca byłby wśród nas?
Pepper: To on.

Wskazała na chłopaka w czerwonej koszulce, który zaczął się denerwować.

Rhodey: Wszystko gra?
Tony: Ja... Ja nikogo nie zabiłem! Przysięgam! Nie znam tego kolesia!
Whitney: Ej! Zostawcie go! Tony, idziemy do domu.

Przestraszyłem się, słysząc znajomy głos. Jeszcze przed chwilą prawie każdy opuścił salę, a ona znowu wróciła? Nie, żebym jej nie lubił, ale czasem działa wszystkim na nerwy. Pepper przy niej osiwieje, a ja złapię bakcyla głupoty.

**Śmierć**

Jeden trup załatwiony. Stark, twoja kolej zbliża się nieubłaganie i muszę sprawić, żebyś cierpiał. Zabiję twoim przyjaciół. Wszystkich ci bliskich, a potem, gdy będziesz błagał mnie o śmierć, dam ci ją z litości.

**Calistia**

Wreszcie mogę udowodnić Duchowi, że potrafię zabijać. Tony Stark, tak? Niby nie jest łatwym celem, ale lubię wyzwania. Pora wyjść z cienia i zniszczyć mój cel. Wiem, że dam radę. Podołam temu wyzwaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^