**Pepper**
Po pięciu minutach drogi, wreszcie doszliśmy do pizzerii. Gadaliśmy tam, jakbyśmy nie widzieli się z rok, lecz to uczucie nie daje mi spokoju. Nie powiem im o tym, bo uznają mnie za wariatkę, ale chyba już tak uważają. No, ale nie w tym rzecz. Postanowiłam, że poruszę dość nietypowy temat, między innymi dawne życie Tony'ego. Jednak, gdy zaczęłam, to on spochmurniał.
Pepper: Ja przepraszam.
Tony: Nie. To nic tylko...
Rhodey: Nie mów, jak nie chcesz.
Tony: Powiem. W końcu ufam wam.
Pepper: Mimo, iż znamy się jeden dzień? Nawet krócej?
Tony: Nawet. W końcu kiedyś trzeba.
Rhodey: Więc, co tam się stało?
Tony: Ja i rodzice mieliśmy polecieć na wakacje na Hawaje, lecz coś się stało i cały samolot wybuchł. Rodzice zginęli, a ja... Stałem się baterią.
Pepper: Och! Tony, na pewno to coś musiało mieć jakieś znaczenie.
Tony: Oby.
Rhodey: No dobra. Koniec wspominek. Idziemy na spacer?
Pepper, Tony: JASNE!
Już mieliśmy wychodzić, ale coś zaatakowało bezbronnych ludzi. Potem wszystko działo się z zawrotną prędkością. Zauważył naszą trójkę i rzucił się na nas. Mnie złapał za gardło.
Whiplash: Macie się nie mieszać w sprawy Mr. Fixa! Inaczej wszyscy skończycie tak, jak ona.
Miał mi złamać kark, ale nagle coś mu przywaliło, a ja zostałam złapana przez Rhodey'go. Nigdzie nie widziałam Tony'ego. Gdy spojrzałam w niebie, to zrozumiałam, gdzie on jest. Był w zbroi. Obronił mnie.
Tony: Kim jesteś?
Whiplash: To raczej ja powinienem zapytać.
Tony: Nieważne. Czego tu chcesz?!
Whiplash: By agenci nie przeszkadzali mojemu szefowi. Inaczej wszyscy zginą, a ty będziesz przykładem!
Tony: Po moim trupie!
Whiplash: Da się zrobić.
Tony: Uciekajcie stąd. Już!
Krzyknął do nas, a ja stałam, jak słup soli. Rhodey swoją siłą ruszył moje cztery litery i ukryliśmy się, by też patrzeć na walkę Tony'ego. Czy sobie poradzi?
**Tony**
Pierwszy lot w zbroi, a do tego musiałem walczyć z przeciwnikiem, którego pierwszy raz widziałem na oczy. Na całe szczęście moi nowi przyjaciele zniknęli z pola walki. Byliśmy sami. Zaatakował jako pierwszy. Robiłem uniki, ale to niezbyt pomagało. Nie miałem innego wyboru, niż walczyć z kryminalistą. Zacząłem strzelać z rękawic, choć nie potrafiłem w niego trafić. Za szybko się przemieszczał na pile tarczowej.
Whiplash: Myślałeś, że pójdzie tak łatwo? Moja kolej.
Oplótł biczami mój pancerz, aż poczułem nieprzyjemne spięcie. To był piekielny ból. Krzyczałem. Starałem się być silny. Przekierowałem moc do unibeamu, pozbywając się uwięzi. Ponownie mogłem działać. Wzbiłem się nieco wyżej, kumulując energię do repulsorów. Powaliłem go na ziemię, jednakże mój trium nie trwał zbyt długo. Zaatakował z podwójną siłą i szybkością. Nie byłem w stanie się obronić, a co to tego walczyć. Przegrałem. Chociaż... Jest jeszcze jeden pomysł. Mimo, iż ból mi doskwierał i tak postanowiłem spróbować. Złapałem bicz i zacząłem powoli do niego podchodzić, oplatając go.
Gdy podszedłem na tyle blisko, strzeliłem mu z pięści w twarz tak, że rozwaliła się maska.
Whiplash: Ja... Jak? Przecież to niemożliwe!
Tony: A jednak.
Wróg ulotnił się, a jacyś ludzie wyszli i zaczęli coś mówić.
Tłum: Iron Man! Iron Man! Iron Man!
Iron Man? Ciekawa nazwa, ale ta zbroja jest ze stopu złota i tytanu. Postanowiłem nie stać tu, jak ten słup i udałem się do pracowni. Kiedy doleciałem do bazy, zdjąłem tę puszkę ze mnie i oceniłem jej wygląd. Była cała poniszczona, ale myślę, że ją naprawię. Moje przemyślenia przerwali Rhodey i Pepper.
Pepper: Wow! To było niesamowite! Uratowała mnie!
Rhodey: Ale naraziłeś swoje życie!
Pepper: Rhodey! Gdyby nie on, to by mnie tu nie było.
Rhodey: No racja. Jak tam zbroja?
Tony: No zniszczona. Na maksa, ale naprawię.
Pepper: Może ci jakoś pomóc?
Tony: Nie trzeba. Poradzę sobie. Na razie idźcie odpocząć. To było stresujące.
Oni wyszli, a ja zająłem się naprawą zbroi. Nagle poczułem ból na brzuchu. Podwinąłem koszulę i ujrzałem wielką ranę, z której ciekła krew. Już miałem iść to opatrzyć, ale zakręciło mi się w głowie i zemdlałem.
Po pięciu minutach drogi, wreszcie doszliśmy do pizzerii. Gadaliśmy tam, jakbyśmy nie widzieli się z rok, lecz to uczucie nie daje mi spokoju. Nie powiem im o tym, bo uznają mnie za wariatkę, ale chyba już tak uważają. No, ale nie w tym rzecz. Postanowiłam, że poruszę dość nietypowy temat, między innymi dawne życie Tony'ego. Jednak, gdy zaczęłam, to on spochmurniał.
Pepper: Ja przepraszam.
Tony: Nie. To nic tylko...
Rhodey: Nie mów, jak nie chcesz.
Tony: Powiem. W końcu ufam wam.
Pepper: Mimo, iż znamy się jeden dzień? Nawet krócej?
Tony: Nawet. W końcu kiedyś trzeba.
Rhodey: Więc, co tam się stało?
Tony: Ja i rodzice mieliśmy polecieć na wakacje na Hawaje, lecz coś się stało i cały samolot wybuchł. Rodzice zginęli, a ja... Stałem się baterią.
Pepper: Och! Tony, na pewno to coś musiało mieć jakieś znaczenie.
Tony: Oby.
Rhodey: No dobra. Koniec wspominek. Idziemy na spacer?
Pepper, Tony: JASNE!
Już mieliśmy wychodzić, ale coś zaatakowało bezbronnych ludzi. Potem wszystko działo się z zawrotną prędkością. Zauważył naszą trójkę i rzucił się na nas. Mnie złapał za gardło.
Whiplash: Macie się nie mieszać w sprawy Mr. Fixa! Inaczej wszyscy skończycie tak, jak ona.
Miał mi złamać kark, ale nagle coś mu przywaliło, a ja zostałam złapana przez Rhodey'go. Nigdzie nie widziałam Tony'ego. Gdy spojrzałam w niebie, to zrozumiałam, gdzie on jest. Był w zbroi. Obronił mnie.
Tony: Kim jesteś?
Whiplash: To raczej ja powinienem zapytać.
Tony: Nieważne. Czego tu chcesz?!
Whiplash: By agenci nie przeszkadzali mojemu szefowi. Inaczej wszyscy zginą, a ty będziesz przykładem!
Tony: Po moim trupie!
Whiplash: Da się zrobić.
Tony: Uciekajcie stąd. Już!
Krzyknął do nas, a ja stałam, jak słup soli. Rhodey swoją siłą ruszył moje cztery litery i ukryliśmy się, by też patrzeć na walkę Tony'ego. Czy sobie poradzi?
**Tony**
Pierwszy lot w zbroi, a do tego musiałem walczyć z przeciwnikiem, którego pierwszy raz widziałem na oczy. Na całe szczęście moi nowi przyjaciele zniknęli z pola walki. Byliśmy sami. Zaatakował jako pierwszy. Robiłem uniki, ale to niezbyt pomagało. Nie miałem innego wyboru, niż walczyć z kryminalistą. Zacząłem strzelać z rękawic, choć nie potrafiłem w niego trafić. Za szybko się przemieszczał na pile tarczowej.
Whiplash: Myślałeś, że pójdzie tak łatwo? Moja kolej.
Oplótł biczami mój pancerz, aż poczułem nieprzyjemne spięcie. To był piekielny ból. Krzyczałem. Starałem się być silny. Przekierowałem moc do unibeamu, pozbywając się uwięzi. Ponownie mogłem działać. Wzbiłem się nieco wyżej, kumulując energię do repulsorów. Powaliłem go na ziemię, jednakże mój trium nie trwał zbyt długo. Zaatakował z podwójną siłą i szybkością. Nie byłem w stanie się obronić, a co to tego walczyć. Przegrałem. Chociaż... Jest jeszcze jeden pomysł. Mimo, iż ból mi doskwierał i tak postanowiłem spróbować. Złapałem bicz i zacząłem powoli do niego podchodzić, oplatając go.
Gdy podszedłem na tyle blisko, strzeliłem mu z pięści w twarz tak, że rozwaliła się maska.
Whiplash: Ja... Jak? Przecież to niemożliwe!
Tony: A jednak.
Wróg ulotnił się, a jacyś ludzie wyszli i zaczęli coś mówić.
Tłum: Iron Man! Iron Man! Iron Man!
Iron Man? Ciekawa nazwa, ale ta zbroja jest ze stopu złota i tytanu. Postanowiłem nie stać tu, jak ten słup i udałem się do pracowni. Kiedy doleciałem do bazy, zdjąłem tę puszkę ze mnie i oceniłem jej wygląd. Była cała poniszczona, ale myślę, że ją naprawię. Moje przemyślenia przerwali Rhodey i Pepper.
Pepper: Wow! To było niesamowite! Uratowała mnie!
Rhodey: Ale naraziłeś swoje życie!
Pepper: Rhodey! Gdyby nie on, to by mnie tu nie było.
Rhodey: No racja. Jak tam zbroja?
Tony: No zniszczona. Na maksa, ale naprawię.
Pepper: Może ci jakoś pomóc?
Tony: Nie trzeba. Poradzę sobie. Na razie idźcie odpocząć. To było stresujące.
Oni wyszli, a ja zająłem się naprawą zbroi. Nagle poczułem ból na brzuchu. Podwinąłem koszulę i ujrzałem wielką ranę, z której ciekła krew. Już miałem iść to opatrzyć, ale zakręciło mi się w głowie i zemdlałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz